źródło: internet |
Wysłuchajcie, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście LANA DEL REY >> born to die << całej płyty, to PIERWSZA PŁYTA w moim muzycznym życiu, która unosi mnie, przenosi, porywa od PIERWSZEGO do OSTATNIEGO utworu. Bez wyjątku, wszystkie są wspaniałe - fenomenalny fenomen! (ależ wiem, że nie ma czegoś takiego ;o) ale ta płyta jednak taka jest!).
Odkrył ją dla nas Łukasz przesłuchawszy w sklepie muzycznym już bez niej nie wyszedł. Zasłuchani jesteśmy oboje totalnie.
Oczywiście mamy swoich ulubieńców, a są nimi kawałki "Blue Jeans" i "Radio" dla mnie, "Blue Jeans" i "Summertime Sadness" dla niego, ale nie mamy na tej płycie utworu, który przerzucamy dalej, albo który "może być". NIE MA. Fenomen - już mówiłam?
Na złość, na radość, na smutek i rozczarowanie, na marzeń spełnianie - doprawdy, wpasowuje się w każdy mój nastój, a wierzcie mi, miewam różne nastroje, choć na blogu te "gorsze" umyślnie pomijam, nie znaczy przecież, że ich nie miewam wcale.
Zróbcie to dla mnie i choć raz przesłuchajcie.
Siostrę moją i Kathrin z pracy już totalnie zaraziłam. Oczywiście gusta są różne i to ,że w te akurat trafiłam, nie jest gwarancją, że trafię i w wasze, rozumiem doskonale, ale niech będzie choć jedna osoba, która dzięki tej notce teraz odkryje i uwielbi całą tę płytę - a wiem, że dobrze zrobiłam dzieląc się moim jej odbiorem.
znam:DDD
OdpowiedzUsuńCUDO
=o))))))) cieszę się, że jest nas więcej ;o)
UsuńNiem znam. Dziś się zaznajamiam ;)
OdpowiedzUsuńKoniecznie. Czuję, że Tobie jedna czy dwie nuty przypadną do gustu. Mogę się mylić, ale .. ;o)
Usuń