Obiecałam sobie (i jakby wam) wpis o naszym starym/obecnym mieszkaniu. Na pamiątkę - sobie. Na maleńką prezentację - wam.
Co my tu mamy...
mamy tu wszystko i to wszystko jest z innej parafii. Wszystko to zostało nam darowane lub w jakiś cudownie okazyjny sposób nabyte przez nas za niewielkie, naprawdę niewielkie pieniążki.
Np. małą lodówkę i kuchenkę elektryczną do nowego mieszkania odkupiliśmy od nowo poznanego kolegi Łukasza na jego właśnie rozpoczętych studiach. Dobremu Clemensowi w szczęśliwy dla nas sposób zdublowały się te sprzęty w jego własnym lokum i szczęśliwy los spośród prawie stu studentów rozpoczynających razem z Łukaszem zajęcia, właśnie Clemensa postawił na jego drodze.
Do lodówki i kuchenki w pierwszym tygodniu naszego studenckiego mieszkania mieliśmy jeszcze sofę i biurko, które przytargaliśmy z domów.
Całą resztę - meble do pokoju od Łukaszowej Siostry, których ona już dawno nie używała, meble do kuchni od znajomych moich Rodziców, które już miały być używane w garażu, stół, już w częściach będący ale poskładany do kupy przez Dziadka, z krzesłami kupionymi nam przez Łukasza Rodziców i szafę z odzysku dowieźli nam jednym busem nasi Tatusiowe na pierwszy weekend.
Ale mieliśmy echo w mieszkaniu! :o)
Zero telewizora.
Zero internetu.
Tylko siebie.
I notatki z pierwszych wykładów.
:o)
Z czasem wyposażenie naszego mieszkanka wzbogaciło się a to o mały szklany stolik wygrany na e-bay za 1,50 € ;o) a to o lampę stojącą z ogłoszenia "za darmo" od jakiegoś (nie)szczęśliwca, który postanowił zamieszkać ze swoją dziewczyną i to JEGO rzeczy ;o) były do oddania biednym studentom ;o), a to o narożnik od Łukaszowego kuzyna, którego już było stać na taki "nowy - ze sklepu" ;o), a to o telewizor i stolik pod niego od mojej koleżanki ze studiów, które rzuciła i postanowiła się wyprowadzić do innego miasta itd. itp.
W końcu nie było niczego, naprawdę chyba niczego czego mogłoby brakować w naszym mieszkanku - no poza stylem i dopasowaniem do siebie ;o).
Zawsze byłam i zawsze będę WDZIĘCZNA za to wszystko czym dysponowaliśmy na ten czas dzięki bliskim, znajomym i odrobinie szczęścia.
Generalnie te cztery ściany niczym nie imponują, nie zachwycają, po prostu są i kryją zbieraninę różności. Ale to właśnie w tych czterech ścianach przeżyłam moje, przez jednych zwane najpiękniejszymi, przez innych najtrudniejszymi, lata życia - okres moich studiów.
Ach. No i nie mogę. Już mam łzy w oczach. Już będę świstać.
Największe zwątpienia i najmniejsze radości przynosiłam i przeżywałam w tych czterech kątach. I nie byłam tu sama.
Mieszkaliśmy, studiowaliśmy tutaj razem. I tutaj cieszyliśmy się, wspieraliśmy ale i nieraz martwiliśmy naszym związkiem. W tym mieszkaniu sprawdzał się on, docierał, rozwijał.
To małe, skromne mieszkanko ma dla mnie szczególną wartość. Nigdy go nie zapomnę i z pewnością ze wzruszeniem będę wspominać okres, który w nim spędziliśmy, bo to przecież jeden z tych ważnych okresów w naszym życiu.
Ot, nasze skromne progi:
Ależ wzruszająca opowieść :) Takie wspomnienia są bezcenne i mają wyjątkową wartość sentymentalną.
OdpowiedzUsuńTeraz zaczynacie nowy rozdział i na nowo będzie tworzyli swoją historię.
P.s.
Tak ciekawe zdjęcia porobiłaś Kochana, że kuchnia zdaje się nie mieć końca ;p
Nie dodoałam, że to ja
OdpowiedzUsuńM. ;p
=o) hej to Ty - domyslilabym sie nawet jakbys nie dopisala ;o* ;o)))))))
UsuńZ histori niesposob wszystiego opisac ale najwazniejsze ze cala zapisana jest w mojej pamieci i serduchu.
I toczy sie dalej, bedzie toczyla sie dalej, w nowym miejscu, nowymi rozdzialami. Tak jak piszesz.
PS. no wiem wiem, powinnam chyba dopisac na gorze, ze zdjecia wypadaja lepiej jak mieszkanie w rzeczywistowsci - ta kuchnia przeciez ma koniec i to calkiem blisko! ;o) Lukasz tez jak je zobaczyl, stwierdzil chyba ze jakby nie wiedzial ze to jego mieszkanie to sam by je wynajal ;o)
Ilez ja miałam mieszkań do tej pory. No niech policzę... Teraz jest 6. Samodzielne, po wyprowadzce od rodziców. W każdym zostawiłam kawałek siebie... Nie dziwię się, że jest Ci żal Linko, ale chyba radość z kolejnego mieszkania jest jednak większa? ;)
OdpowiedzUsuńŚciskam :*
Szesc to imponujaca liczba w tej sprawie =o) - masz doswiadczenie.
UsuńTak, oczywiscie ze tak, cieszymy sie na nowe cztery katy niezmienrie! :o)))))))
Linko, dla mnie to mieszkanie wygląda naprawdę fajnie i całkiem szczerze to piszę. I domyślam się, że będziecie wspominać to miejsce już zawsze z ogromnym sentymentem, chociaż nowe miejsce z pewnością szybko oswoicie i pokochacie. Bo w końcu będziecie tam razem:-P
OdpowiedzUsuńZolwico moja droga :o) to pewnie troche zasluga zdjec ;o) ktore staralam sie przeciez zeby byly jakos tam ladne ale i fakt w tym jest ze znajomym, ludziom ktorzy byli i widzieli na zywo mieszkanie z reguly sie podoba i pytaja mnie "dziewczyno co ty od niego chcesz, przeciez tu tak fajnie macie?", nam sie chyba tak marzy odmiana i nadanie stylu calosci, remoncik i nowa sofa, ze juz nie zauwazamy ze jest przeciez ok. :o) A jest i bylo bardzo OK przez te lata, ktore w nim spedziismy.
Usuń:o)
Dziekuje za mile slowa! :o*
No fajny ten Wasz Wohnung! ;-) I tyle wspomnień.. :-)))
OdpowiedzUsuńJa w Anglii zmieniałam kilka dobrych razy mieszkanie, ale za każdym razem trochę było mi żal.. Bo w każdym miejscu zostawiamy swoje wspomnienia i wiele chwil z naszego życia... :-)
No to teraz czekamy na nowy Wohnung! :-D
w sumie to ja wszystkie te wspomnienia ma zamiar wlasnie zabrac ze soba ;o) :o) wiem wiem, wiem co masz na mysli :o) i zgadzam sie i powiem Ci, ze kawal historii wydarzyl sie w tym mieszkaniu, ale przeciez kolejne hiostrie i hostryjki przede mna, przed nami :o)
Usuńczekamy czekam ACH jak czekamy! ;O)