Łukaszek ma Siostrę. I my tak sobie umyśliliśmy spędzić z tą naszą M. i jej małą Familią odrobinkę przyjemnego czasu, bo dawno już nas gdzieś wszystkich razem nie było :o).
Wsiedliśmy więc minionego niedzielnego przedpołudnia w autko i ruszyliśmy przed siebie, ruszyliśmy w góry.
Cel naszej podróży nie był ostatecznie sprecyzowany - wszystko wyszło, jak to się mawia: w praniu :o).
Wiedzieliśmy, że chcemy pospacerować razem, zjeść wspólny obiad. Te główne założenia udało nam się bez najmniejszego kłopotu zrealizować :o) a i ileż PONADTO.
Już samą podróż samochodem mieliśmy ciekawą. Okolice przepiękne, nie sposób się nie zachwycać. Tuż za oknem pola pełne bławatków i chabrów a w oddali góry. Wesołe rozmowy głośnym śmiechem przeplatane a chwilami nawet wspólne śpiewanie - ani na moment nie byliśmy znużeni.
Obiad obiadem, coś tam każde z nas poskubało - to komuś zjedzono ostatnią frytkę z talerza pod nieuwagę właściciela,to komuś picia po posiłku zabrakło, bo wytrąbił wszystko przed i w trakcie jedzonka, ten miał porcję za dużą, tamten za małą - ot standardy poza domem jedzenia ;o).
Mało czy dużo, wszystko było smaczne a i miejsce ciekawe - bo do takiej chaty z bali żeśmy zawitali, rany jak tam drewnem pachnie! :o) A na widok (nie rozpalonego rzecz jasna) kominka od razu z M. wyobraziłyśmy sobie pitą przy nim zimową porą herbatkę ... :o). Oj będziemy musiały tam wrócić :o).
Następnie wybraliśmy się na upragniony spacer tuż nad zimnym górskim potokiem. Ale było frajdy!
Podczas gdy my, dorośli, zastanawialiśmy się jak go przekroczyć, Hania moczyła już w nim jedną rączkę, drugą trzymając się mojej i przekonywała nas: "zdejmijmy buciki i przejdźmy po wodzie, proszę, proszęproszęproszę" :o). I tak też z M. zrobiłyśmy, a Łukasz z Tomaszem próbowali utrzymać równowagę stopując w pantoflach po górskim mokrym kamieniu, śmialiśmy się przy tym wszyscy, razem z uradowaną Hanią, jak dzieci :o).
Urokliwa ścieżka w lesie i piękne polany, dech zapierały. Rozochoceni urodą przyrody i atmosferą, zeszliśmy ponownie do rzeki, trzej śmiałkowie, Łukasz i M. z Hanią postanowili moczyć nogi w zimnym górskim strumieniu. Pisków, wrzasków i śmiechów było co niemiara. Rany(!) jakże bezcenne są takie beztroskie momenty :o))))))). Aż żal było wracać.
W drodze do domu, wstąpiliśmy do kawiarenki na pyszne letnie desery. Posiedzieliśmy na ławce w parku pełni dobrych humorów i pozytywnej energii.
Emocje, których nigdy dosyć :o).
Żeby takich dni było więcej, żeby nie było ich mało!
:o)))))))
Fot. Tomasz |
Fot. M. |
Fot. M. |
Fot. M. |
Kocham takie chwile, taką odskocznię od codzienności.
OdpowiedzUsuńPrawda, że dzieci mają urocze pomysły (?) Ten biały Aniołek na zdjęciach uroczy !!!
Tak, dzieci są bezwzględnie wyjątkowe tak samo jak ich beztroska i wesołe pomysły :o).
UsuńJa również skrupulatnie zbieram takie chwile do bezcennego kuferka z pięknymi wspomnieniami.
Dziękuję za ten piękny czas :)))
OdpowiedzUsuńOgromna przyjemność po naszej zajce =o))))))) =o*
UsuńWow, zdjęcia piękne! A już na to z Hanią i jej kwaitem we włosech to napatrzeć się nie mogę!:-P Jejku, jak my dawno w górach nie byliśmy!
OdpowiedzUsuńJa sama nie mogłam się na ten kwiat z sukienusią napatrzeć, Hania zawsze wygląda tak dziewczęco i uroczo :o)
UsuńLinko całą sobą, chłonę takie widoki!
OdpowiedzUsuńDomyslam sie i ciesze =o)
UsuńLinko, piękne zdjęcia...i widać, że dzień się udało:-))) dziękuję za przemiłego maila, odpiszę na dniach!
OdpowiedzUsuńbuziaki!
:o) nie ma oczywiscie za co, ale spodziewam sie w takim razie wiesci od Ciebie.
UsuńZdjecia to nic w porownaniu z rzeczywistoscia ;o).
Pozdrawiam Cie Olu serdecznie!
Ach, jak wspaniale! Cudowne są takie momenty i warto mieć je spisane wraz ze zdjęciami na blogu, żeby po latach mieć takie cudne wspomnienia! :-D
OdpowiedzUsuń:o))))))) chlone takie chwile cala soba
Usuń